Sam już nie wiem, czy należy martwić się z powodu kolejnego odejścia Grzegorza Kupczyka z Turbo, skoro ze swoim CETI poczyna sobie tak dobrze... Zresztą najważniejsze, że nadal działa na estradzie i w studiu. Jego obecna dyspozycja wokalna jest bowiem tak dobra, jak chyba nigdy dotąd. Chyba też nigdy nie był tak pewien słuszności obranej drogi muzycznej. A przy tym ten dojrzały muzyk nadal emanuje młodzieńczą energią. I taka właśnie jest też nowa płyta CETI, Shadow Of The Angel. Dojrzała i młodzieńcza zarazem... Nie pozostawia też wątpliwości, że nasz artysta nadal ma wiele do zaoferowania fanom ciężkiego rocka.
 
Pierwotnie najnowszy album CETI miał być polskojęzyczny. A jednak w końcu jest - oprócz bonusów - po angielsku. Nadal marzy ci się kariera na Zachodzie?
 
To fakt, miało być po polsku. Jednak w trakcie nagrywania okazało się, że niektóre polskie teksty najzwyczajniej w świecie nie brzmiały! Powstało ich kilka, ale tylko te najlepsze umieściliśmy na płycie - jako bonusy. Co do rynku zachodniego - traktujemy tę sprawę poważnie. Tym bardziej, ze i tamci kontrahenci traktują CETI z ogromną powagą. W maju wyjeżdżamy na Zachód zagrać kilka koncertów, między innymi w Paryżu. Reedycje “Lamiastraty” i “Extasy” pozwoliły stwierdzić niektórym tamtejszym krytykom, że są to płyty ponadczasowe. Zagraniczne recenzje zresztą napływają cały czas, a niektóre z nich są do wglądu na stronie internetowej mojego zespołu .Muszę jednak stanowczo zaznaczyć, iż polski fan jest dla mnie i dla całego CETI najważniejszy i dlatego najprawdopodobniej na koncertach w kraju wszystkie kawałki z albumu “Shadow Of The Angel” będę jednak wykonywał w wersjach polskojęzycznych.
 
W swojej przeszło dwudziestoletniej karierze próbowałeś wielu różnych odmian ciężkiego rocka. Jednak ostatnio trzymasz ten sam kurs – klasyczny, szlachetny heavy metal. Skąd ta stabilizacja?
 
Wiele rzeczy zrozumiałem i poczułem bliskość naszych - moich - fanów. Prowadzę z nimi stałą i częstą korespondencję, spotykam się też z młodymi kapelami, wymieniam poglądy...
 
Utwór tytułowy Shadow Of The Angel przypomina mi nieco Sztuczne oddychanie z repertuaru Turbo. Przypadek?
 
Tak, to zbieg okoliczności. Przyznam, że dopiero teraz, kiedy to powiedziałeś, zauważam podobieństwo. Chociaż nowy album CETI jako całość bardziej wydaje mi się podobny do płyty “Dorosłe dzieci”. Układ repertuaru jest trochę podobny: tam finałem był utwór “Dorosłe dzieci”, tu - “Body And Blood”, też ballada.
 
W ramach obranej konwencji proponujesz utwory o bardzo różnym charakterze: od ultradynamicznego czadowania do nastrojowej ballady. Jaka muzyka jest ci dziś bliższa?
 
Bez różnicy. Materiał powstawał dość spontanicznie. Nie zastanawialiśmy się nad tym. Faktem jest natomiast, że zarówno nowe kapele jak i starsze klasyczne bandy nie stronią od pięknych, balladowych kawałków. Pomyślałem więc, że nam też wolno. Bardzo dobrze rozumieliśmy się podczas pracy nad tym materiałem. Burza komponowal tak jak przystało na rasowego twórcę. Każdy był zaangażowany bez reszty w to, co się działo.
 
Uważam, że osobą, która niezwykle wzbogaca wasze brzmienie i styl jest Marihuana. Jej gra przydaje muzyce CETI specyficznego klimatu. Czy w komponowaniu i budowaniu klawiszowych partii dajesz jej pełną swobodę?
 
Wszelkie sprawy związane z instrumentami klawiszowymi, smyczkowymi i partiami orkiestrowymi to jej działka. Nawet moje wokale czasem “prostowała”. Brzmienie i pomysły realizacyjne to w większości właśnie jej zasługa - i Artura. Bardzo szybko porozumieli się i kiedy doszło do zgrań, ona pierwsza zwróciła uwagę na to, jak powinny być ustawione plany i brzmienia. Ja parę razy już się gubiłem, a ona do ostatniej nuty nie dawała spokoju. Kilka razy zdarzyło się, że nawet nasz realizator, świetny fachowiec, czegoś nie zauważył, uznał za mało istotne, a Marihuana udowodniła, że jest to jakaś sprawa i trzeba było nad tym posiedzieć.
 
A zatem w CETI nie jesteś dyktatorem. A podobno demokracja nie służy zespołom.
 
Jest demokracja, ale dobrze pojęta. Nie ma “wielopartyjności”, zawsze musi być ktoś, kto podejmuje ostateczne decyzje, biorąc na siebie ogromne ryzyko i odpowiedzialność za całokształt. Tą osoba jestem ja. Jednak, tak jak już mówiłem, każdy muzyk w CETI jest równie ważny i jego zdanie jest traktowane z należytym szacunkiem.
 
Zaprosiłeś do udziału w sesji Petera z Vadera i Steve’a Adamsa z zespołu Mirage. Dlaczego właśnie ich?
 
Chodziło o szacunek i przyjaźń. Peter to wspaniały kolega i frontman. Bardzo cenię go za wszystko, co robi. Było dla mnie wielkim zaszczytem, że znalazł czas, aby na płycie CETI zarejestrować swój głos. Przesunęliśmy premierę albumu o dwa miesiące - specjalnie po to, aby Peter zdążył wrócić z wojaży i nagrać swoje partie. Utwór “Falcon’s Flight” pierwotnie, w wersji singlowej jest bez udziału Petera. Z kolei udział Steve’a to pomysł i akcja Witka Andree - naszego wydawcy. Początkowo podchodziliśmy do tego z pewną rezerwą. Okazało się jednak, że zupełnie niesłusznie. Gitarzysta przypisywany muzyce progresywnej doskonale bowiem wpasował się w metalową kapelę. Mieliśmy okazję poznać się i razem koncertować. To bardzo sympatyczny człowiek. Tu też dość ciekawa sytuacja: nie chcieliśmy podpierać się nazwiskami, a tylko dołożyć smaku. Nie zaprosiliśmy wiec do nagrań na przykład Steve’a Vai’a, tylko gitarzystę który w światku metalowym nie jest aż tak popularny. Peter to co innego, jest Polakiem i to też miało ogromne znaczenie. Ja mam za wysoki głos i mój plan co do brzmienia tego fragmentu nie powiódłby się.
 
Jak to się dzieje, że z roku na rok śpiewasz coraz lepiej?
 
Ha! Nie wiem, może rzeczywiście jest tak, jak mówisz. Znamy się jakiś czas i wiem, że nie zalewasz. Bardzo ciesze się, że tak uważasz. Takie opinie są dla mnie ważniejsze niż jakiekolwiek pieniądze. Mówiąc zupełnie serio – tak do końca nie wiem, jak to się dzieje. Myślę, że to efekt wykształcenia wokalnego, zdrowego trybu życia (nie palę i nie ćpam), uprawiania sportów i przede wszystkim miłości do muzyki. Ta, która jest na “Aniolku” jest mi najbliższa. Przyznam, że duża tu też zasługa Marihuany, która była mi bardzo pomocna podczas moich wokalnych “poszukiwań”.
 
Dlaczego odszedłeś z Turbo? Zdarzenia z przeszłości już chyba przekonały wszystkich, że ten zespół bez ciebie raczej nie ma racji bytu…
 
Być może jest jak mówisz, nie wiem. Wiem natomiast, że koledzy z Turbo uważają tak samo i są całkowicie po mojej stronie. Nie ukrywam, że to mnie bardzo cieszy. A dlaczego odszedłem? Ponieważ firma nie spełniła moich oczekiwań w żadnym stopniu. Powinna nauczyć się więcej od firmy Oskar! Być może wrócę do Turbo, jednak czy tak się stanie zależy wyłącznie od pewnych czynników. Fani doskonale wiedza od jakich. Być może zastosujemy inne metody rozwiązania tego problemu i wyjścia z tej patowej sytuacji. Trudno cokolwiek prorokować. Mogę tylko powiedzieć, że między członkami Turbo nie ma “kwasów” i że nadal jesteśmy przyjaciółmi. Tak jak obiecałem fanom, na razie będę występował z Turbo podczas a co będzie dalej - czas pokaże.
 
rozmawiał: MARCIN GAJEWSKI
DO GÓRY