okładka Snakes Of Eden nowy album CETI M ART autor Piotr SzafraniecCzekałem na tę płytę. Ostatnimi czasy Grzegorz Kupczyk i CETI odkrywają swoją drugą młodość, grają i nagrywają z taką częstotliwością, jak nigdy wcześniej. A ponieważ każda płyta przynosi sporo dobrej muzyki, czeka się na każdy kolejny krążek z coraz większą niecierpliwością. Ceti stało się tym samym pewną stałą jakością na polskim rynku heavy metalowym, pozostaje też wyjątkowym łącznikiem między tym, co było w tej muzyce w latach osiemdziesiątych, a muzyką czasów współczesnych. Zespołem, który łączy tradycję z nowoczesnością, doświadczenie z młodzieńczą energią i radością z grania dobrej muzyki. Tę radość i witalność widać zwłaszcza na koncertach grupy. Tegoroczny album potwierdza to wszystko, co napisałem powyżej. To album znakomity, pełen znakomitych riffów, wciągających melodii, sprawnych solówek i klimatycznych klawiszy. To kwintesencja tego, czego ja oczekuję od tego zespołu. To muzyka tkwiąca korzeniami w okresie, kiedy heavy metal święcił największe triumfy, kiedy zespoły grające ten rodzaj muzyki, stworzyły największe, najlepsze dzieła, wyznaczające granice tego stylu. To muzyka, która nie tylko czerpie z tych źródeł, a która sama w sobie jest źródłem. Bo przecież kto, jak nie sam Grzegorz Kupczyk ma prawo powiedzieć, że jest źródłem metalu w tym kraju, jednym z wielkim współtwórców polskiego heavy metalu. Przy czym ta muzyka ma w sobie jednocześnie tyle nowoczesności, tyle energii, wigoru, jaki mogła jej dać świeża, młoda krew. Taką osobą, która wniosła przeogromny ładunek energii jest prawdopodobnie basista Tomasz Targosz, którego żywiołowość na scenie jest naprawdę godna podziwu, ale który też maczał palce w tworzenie muzyki, stając się obok Grzegorza, głównym twórcą całego materiału. Wymieszała się zatem młodość z dorosłością, energia z doświadczeniem, legenda z przyszłością. A efekt tej pracy w postaci “Snakes Of Eden” jest naprawdę doskonały. Słucham tej płyty zaledwie od ponad tygodnia. Zatem nie mogę napisać, że znam ją już perfekcyjnie. Ale sam fakt, że słucham jej z coraz większą ochotą i z coraz większą radością wskazuje, że stanę się wkrótce wielkim jej admiratorem. Bo to, że cenię sobie Ceti pisałem już wielokrotnie. Ta płyta jest dla mnie dalszym rozwinięciem pomysłów zawartych na znakomitej poprzedniczce, czyli “Brutus Syndrom”, jest jeszcze bardziej heavy metalowa, jeszcze bardziej gitarowa, jeszcze bardziej idąca w stronę klasyki spod znaku Iron Maiden. Wielokrotnie zarzuca się Ceti, że powiela pomysły IM. Może I powiela, a może po prostu gra podobnie, bo po prostu gra świetny, melodyjny heavy metal. Powiem nawet, że chętniej słucham ostatnich płyt polskiego zespołu, niż ostatniej twórczości Brytyjczyków… Zatem jeśli tak ma wyglądać porównanie, to proszę bardzo. Trochę mniej jest w kompozycjach zespołu nawiązań do drugiej kapeli, do której też Ceti przyznawało się w swojej twórczości. Oczywiście mam namyśli Deep Purple. Nowy krążek zdecydowanie przedkłada heavy metalowy sztafaż nad purpurowego hard rocka. Chociaż I na tym krążku znalazły się numery, w którym te ciągoty dały o sobie znać. Należy do nich tytułowy, rozbudowany, znakomity utwór “Snakes Of Eden” oraz bonusowy “Fire & Tears”. Zarówno maniera wokalna, jak i wyraźniejsze klawisze przypominają, że i w takim stylu Ceti radzi sobie doskonale. Muszę zwrócić uwagę, że płyta jest znakomicie przygotowana pod względem edytorskim, z kapitalną okładką Potra Szafrańca (aczkolwiek – z mojego punktu widzenia - brak tekstów jest jej zdecydowanym minusem), ale też ułożenia kompozycji, które dzięki takiemu właśnie ich umiejscowieniu wpływają na odbiór całego krążka. Płyta zaczyna się bez żadnego wstępu, niezwykle ostrym, żywiołowym, opartym na pracy gitary, numerem “Edge Of Madness”. To znakomity otwieracz, niezwykle energetyczny, a jednocześnie bardzo melodyjny, szybki, ale z chwilą na złapanie oddechu. I do tego okraszony ciekawym gitarowym solo. Ciekaw zatem byłem, jak będzie wyglądał ciąg dalszy. A zespół postanowił pociągnąć dalej do przodu świetnym, szybkim, z wyraźniejszą partią klawiszy utworem “Notes Of Freedom”, po którym przyszła pora na pierwsze zwolnienie w postaci cięższego “2027”. Zaraz za nim znów grupa dostaje energetycznego kopniaka prezentując przebojowy, radiowy numer “Wild & Fire”. I znów robi się trochę spokojniej - przyszła bowiem pora na chwilę refleksji w postaci zbudowanego z dwóch części numeru “Empire Of Loss”. Najpierw jest delikatnie, prawie balladowo z tworzącymi piękne, klimatyczne tło, partiami klawiszy. W drugiej części robi się maidenowato, zarówno pod względem jakości, szybkości, wreszcie solówki gitary. Ta szybkość podtrzymana jest w kolejnych numerach: świetnym “Fire & Ice”, znów rozbudowanym, przechodzącym od ballady do speedowej wręcz szybkości “Lady From The Dark”, po zaczynający się ciekawym basem “Midnight Rider”. Później zespół działa na zwianę. Raz zapodaje mocne hard rockowe numery w postaci tytułowego, rozbudowanego, znakomitego “Snakes Of Eden”, przełamanego szybkim “Break Down The Rules”, w którym Grzegorz pozwolił sobie na bardzo krótkie wypady w wyższe rejestry, po nim zaś zespół serwuje ciężki, hard rockowy numer “Fire & Tears”, a całość zamyka ostrym, szybkim, radosnym “Rock & Roll Doctor”. Wszystko się fantastycznie zazębia, układa w doskonały pod każdym względem album. Kolejny już raz muszę napisać, że nie szanujemy polskich zespołów z tego prostego powodu, że są polskimi zespołami. Tymczasem, nie tylko nie mamy się czego wstydzić, ale wielokrotnie produkcje naszych zespołów są zdecydowanie lepsze i ciekawsze od tych promowanych przez wielkie koncerny i za wielkie pieniądze. Ceti jest tego znakomitym przykładem. Gra na najwyższym światowym poziomie, wydaje znakomite płyty, zasługuje na poważne uznanie. 10/10
Ray
DO GÓRY