
Rozpoczynający całość utwór „Edge Of Madness” spokojnie mógłby stać się częścią płyty Iron Miaden, choćby „Somewhere In Time” z 1986 roku. Wszystko się zgadza, Grzegorz Kupczyk podąża ścieżkami przetartymi przez Bruce’a Dickinsona, Bartek Sadura tnie na gitarze jak wówczas Dave Murray i Adrian Smith. W dobie kiedy metalowy klasyk kombinuje z progresywnymi rozwiązaniami, CETI trafnie przywołuje energię albumów z tamtych lat, uświadamiając w czym tkwiło sedno sukcesu heavy metalu. Jednakże sprowadzenie wszystkiego do wspólnego mianownika równego „Żelaznej Dziewicy” byłoby zbyt dużym uproszczeniem. Pomysł na CETI powstał trzy lata później od momentu pojawienia się wspomnianego albumu Brytyjczyków i trudno odmówić grupie własnego stylu, który zrodził się z najlepszych wzorców. Ostatnio wiele heavy metalowych kapel z przeszłością nie ustaje w poszukiwaniach rozwiązań mających zaskoczyć słuchacza, w domyśle zaintrygować. Jedne łączą gatunki, by wyjść poza przyjęty schemat jak właśnie Iron Maiden , drugie puszczają oko do niewymagającej publiki, upraszczając kompozycje do rytmicznych wypełniaczy jak Pretty Maids na ostatnim krążku. CETI broni się najlepiej, wydając płytę skupiającą najlepsze momenty stylu.
Nowa płyta CETI jest szybka, zaiwania piosenka po piosence niczym heavy metalowa kawaleria. Galopującym gitarom towarzyszy charakterystyczna gra na klawiszach Marii Wietrzykowskiej. Przy tym kompozytorzy zadbali o melodie i nośne refreny. Banalnie powiem, że zawsze to był dobry sposób na utwory gotowe do zapamiętania. Weźmy „Wild & Free”, energetyczny i nośny, słusznie wybrany do promocji wydawnictwa. Jest świetną wizytówką całości. Z pewnością zrodził się koncertowy hit. W zasadzie cała płyta jest gotową set listą na udany występ. Odrobinę odmienności wnoszą zwalniający tempo i przywołujący w pamięci Dio „Lady From The Dark” oraz monumentalny z „wysuniętą” gitarą basową utwór tytułowy. Zresztą w wielu utworach bas jest wyróżniającym się instrumentem. Nie dziwi to, bo, Tomasz Targosz jest współkompozytorem całości materiału.
CETI jest w formie. Po wydaniu przed dwoma laty niezłej płyty „Brutus Syndrome”, idą za ciosem dostarczając kolejnego zestawu świetnych metalowych numerów. „Snakes of Eden” to oldschoolowy heavy metal z górnej półki
8/10
Witold Żogała