Snekes of Eden"Snakes Of Eden" to dziesiąty album istniejącego od 27 lat zespołu CETI, któremu od początku szefuje jeden z najlepszych polskich rockowych wokalistów - Grzegorz Kupczyk. Nie czas i miejsce, aby rozpisywać się o jego zasługach dla polskiego rocka i metalu, ponieważ jest to temat na obszerny artykuł, a nie recenzję jednego albumu. Skoncentrujmy się na najnowszym krążku CETI, który został ozdobiony bardzo ładną okładką autorstwa Piotra Szafrańca nawiązującą do biblijnej Księgi Rodzaju. Po otworzeniu digipacka i wyjęciu rozkładanej książeczki możemy z jednej strony zobaczyć podziękowania i zdjęcia kapeli, a z drugiej rozkładany obrazek z okładki. Szkoda jednak, że w książeczce nie zamieszczono tekstów, ale nie można przecież mieć wszystkiego.

Oprócz Kupczyka bardzo ważnym ogniwem tego albumu jest basista Tomasz Targosz, który widnieje jako współkompozytor wszystkich utworów i podobnie jak na poprzednim krążku (pierwszym, na którym zagrał) "Brutus Syndrome" jego gra jest wyraźna i mocno słyszalna. Gitara basowa jest niewątpliwie niezwykle istotnym elementem tej dźwiękowej układanki. Targosz ponadto popełnił teksty na tej płycie. To, że zespół tak mocno powierzył zaufanie młodemu basiście wychodzi kapeli na dobre. Jego wigor i energia wywierają pozytywny wpływ na wszystkich muzyków CETI, co doskonale wybrzmiewa w utworach ze "Snakes Of Eden" i zapewne zaowocuje na koncertach grupy. Basista w filmowej zapowiedzi określił tę płytę jako "heavy metal z krwi i kości". Czy ma rację? Żeby zacytować Jurka Kilera - "no jacha!".

Już sam początek płyty dużo słuchaczowi powie o całości. Rozpoczynający się bardzo melodyjną partią gitary, po maidenowsku galopujący "Edge Of Madness" z klasycznie brzmiącymi przebitkami basu i wysoko wibrującym Kupczykiem (wibrata jest na płycie bardzo dużo - sam nie wiem, czy wokalista z tym ciut nie przesadza) jest bardzo dobrym openerem. Jest to właściwie płyta w pigułce - takich klimatów należy się spodziewać w następnych numerach. Następnym w kolejności utworem "Notes Of Freedom" zespół nie zwalnia tempa, bowiem jest bardzo szybko, bębniarz się nie oszczędza, ale Grzegorz Kupczyk śpiewa z manierą bliższą jego ukochanego wokalisty Davida Coverdale'a, niż dickinsonowskim wibrato. Są na płycie także utwory bardziej złożone. Nieco wolniejszy, a przez to utrzymany w niepokojącym klimacie od samego początku jest rozbudowany "Empire Of Loss", który kojarzyć się może na początku z Maidenami, ale z czasów Blaze Bayleya i płytą "X Factor". Kawałek czaruje klimatem, aby potem podkręcić tempo, pogalopować, zwolnić i znów przyspieszyć, oferując słuchaczowi seryjkę świetnych solówek gitarowych Bartka Sadury. CETI miło zaskakują w "Lady From The Dark", który zapewne niejednego słuchacza zrobi w konia, bowiem zaczyna się bardzo balladowo i można odnieść wrażenie, że odsapnie się od niemalże wszędobylskiego na płycie heavy metalowego "patataj", a tu figa! Utwór jest jednym z najszybszych, o ile nie najszybszym kawałkiem na "Snakes Of Eden". Na dodatek zawiera miłą dla ucha, lecz nieco za krótką, solówkę na basie. Nieco wytchnienia przynosi utwór tytułowy, w którym zrezygnowano z galopującego tempa na rzecz ciężaru, który przywołuje skojarzenia z solowymi płytami Ronniego Jamesa Dio. Oprócz tytułowego utworu reszta kawałków jest utrzymana w dynamicznym tempie i przy tym zdominowaniu brzmienia przez gitarę i bardzo wysunięty do przodu bas ucierpiała Marihuana, której klawisze są nieco może i za bardzo zepchnięte w tło, choć od czasu do czasu zdarza się, że wychodzą na front, jak w "Notes Of Freedom" czy znakomitym hard rockowym bonusie "Fire & Tears", które to pani Maria bardzo pięknie ozdobiła hammondami. Generalnie, kompozycje ze "Snakes Of Eden" trzymają bardzo wysoki poziom, choć muszę przyznać, że singlowe "Wild & Free" z czasem zaczęło mnie nieco drażnić swoją wesołkowatością i powtarzanym do znudzenia refrenem. Przy słuchaniu całej płyty da się jednakże ten numer przeżyć. "Snakes Of Eden" jest to z pewnością album, który podtrzymuje dobrą formę z poprzedniej płyty, udowadniając, że CETI - mimo niespełna trzydziestu lat na scenie - wciąż ma swoim fanom w Polsce i nie tylko wiele do zaoferowania.
Kamil Pietrzyk

ocena ****

DO GÓRY